Kiedy klimatolodzy obwieszczają, że poziom mórz i oceanów podniesie się o dwa centymetry, większość ludzi tylko wzrusza ramionami. Bo co to właściwie znaczy? Na „prostą logikę” – że jak staniemy nad brzegiem morza, to będziemy się musieli cofnąć o 2 cm, bo tyle ubędzie plaży. Przecież to mniej niż wysokość kostki cukru!
Podobnie banalnie brzmią komunikaty o wzroście średniej temperatury o 2 czy 3 stopnie Celsjusza. W końcu to żaden dramat: zamiast mrozu -15°C będzie -12°C, zamiast 20°C będzie 23°C. Cieplej, przyjemniej, wygodniej.
A jednak dane te kryją w sobie poważne konsekwencje, które trudno sobie wyobrazić bez naukowego kontekstu.
Dwa centymetry, które zalewają świat
Podniesienie poziomu mórz i oceanów o 2 centymetry nie oznacza, że plaża będzie ciut węższa. Ocean to nie basen, w którym można po prostu dolać odrobinę wody. To system obejmujący ponad 361 milionów km2 powierzchni. Jeśli poziom oceanu podnosi się średnio o 2 cm, oznacza to, że do mórz trafia około 7 bilionów(!) ton nadmiarowej wody – głównie z topniejących lodowców i z rozszerzania się wody w wyniku jej ogrzewania (zjawisko tzw. termicznej ekspansji oceanów – woda, podobnie jak powietrze, zwiększa swoją objętość pod wpływem ciepła). Choć efekt jest mikroskopijny w każdej kropli, w skali oceanu staje się kolosalny.
Konsekwencje?
- zalewane są przybrzeżne miasta, niziny i delty rzek (np. Bangladesz, Holandia, delta Nilu); wiele nadmorskich miejscowości może zniknąć z mapy;
- woda morska przenika do wód gruntowych, czyniąc je słonymi, a więc niezdatnymi do picia i upraw,
- w czasie sztormów woda sięga dalej w głąb lądu, niszcząc infrastrukturę i ekosystemy.
Zatem te „2 cm” to nie zwężenie plaży – to realna zmiana kształtu kontynentów.
Trzy stopnie, które formują nowy klimat na całej planecie
Wzrost średniej temperatury o 3 stopnie nie oznacza, że codziennie będzie o 3°C cieplej. „Średnia” w nauce klimatu to wynik ogromnej liczby pomiarów z różnych stref, pór roku i wysokości nad poziomem morza. Taki wzrost oznacza, że cała planeta gromadzi więcej energii cieplnej, która wędruje dalej, do wnętrza systemu Ziemi.
Ta nadwyżka energii:
- podgrzewa oceany.W badaniach naukowych szacuje się, że ponad 90% nadmiarowej energii trafia do oceanów. (Obrazowo: co sekundę oceany pochłaniają tyle energii, ile uwolniłoby się po detonacji kilku bomb atomowych typu „Hiroshima”). Ich powierzchnia chłonie ciepło z powietrza, a prądy oceaniczne rozprowadzają je aż setki metrów głębiej. Dlatego też woda staje się coraz cieplejsza nawet tam, gdzie powietrze wydaje się chłodne. Skutek: częstsze burze tropikalne, dalsze topnienie lodowców, zaburzenia w ekosystemach morskich (np. blaknięcie raf koralowych);
- wzmacnia parowanie (czyli zwiększa wilgotność powietrza i intensywność opadów). Powietrze ogrzewa się najłatwiej i to właśnie zmiany w atmosferze odczuwamy najszybciej: fale upałów, susze, burze, nawałnice i gwałtowne zmiany pogody;
- nagrzewa ziemię oraz skały, które również gromadzą ciepło. Najwięcej energii zatrzymuje wierzchnia warstwa gleby i skał (kilka metrów w głąb). To dlatego obserwujemy coraz płytsze zmarzliny, przesuszone gleby i wcześniejsze wiosny. W rezultacie następuje stopniowe przesunięcie stref klimatycznych (np. pustynie rozszerzają się, a lasy tropikalne wysychają).
W Polsce efekt cieplarniany widać już wyraźnie: liczba dni z temperaturą powyżej 30°C wzrosła kilkukrotnie (z 2-3 dni w latach 70-tych XX w. do 16-18 w latach 20-tych XXI w.), zimy są krótsze i łagodniejsze, susze występują częściej, mimo że roczna suma opadów może się nie zmieniać (bo opady przychodzą w gwałtownych nawałnicach). Wzrasta również liczba nocy tropikalnych, podczas których temperatura nie spada poniżej 20°C. Zwiększyła się ilość susz, pożarów, burz z gradem i nawałnic.
System naczyń połączonych, czyli małe liczby, lecz wielkie skutki
Klimat to układanka z wieloma elementami: ocean, atmosfera, gleba, skały, roślinność, lodowce itp. Zmiana jednego elementu uruchamia reakcję łańcuchową. Gdy topnieje lód, zmniejsza się zdolność odbijania światła słonecznego (tzw. albedo), przez co Ziemia pochłania jeszcze więcej ciepła. Gdy wysychają gleby i lasy, rośliny pochłaniają mniej dwutlenku węgla, w efekcie proces wysuszenia ciągle przyspiesza.
Właśnie dlatego naukowcy biją na alarm – nie z powodu kilku liczb, lecz z powodu tempa, z jakim cały system traci równowagę.
To, co dla nas wydaje się drobiazgiem, w skali planety oznacza potężny impuls:
- dwa centymetry wody – to miliony zalanych hektarów.
- trzy stopnie różnicy w temperaturze – to nowy świat, w którym natura i człowiek muszą nauczyć się żyć od nowa.


